W obronie godności kobiety (Karolina Kózka)
Tam, gdzie Dunajec wpada do Wisły, wśród łąk i lasów ziemi radłowskiej, znajduje się mała wioska o nazwie nieco dziwnej : Wał Ruda. Należy ona teraz do parafii Zabawa. Ale dawniej, gdy w Zabawie jeszcze nie było kościoła, wszystkie okoliczne wioski tworzyły jedną rozległą parafię Radłów. I mieszkańcy Wał Rudy co niedzielę, a czasem i częściej, szli po kilka kilometrów do kościoła parafialnego, aby pokazać Bogu, że wierzą w Niego i mocno Go kochają. Pan Bóg widać z miłością przyjmował trud tych ludzi. Spośród nich wybrał bowiem kobietę, której męstwo i miłość Boga rozsławiły tę wioskę po całej okolicy.
Była to młoda dziewczyna, Karolina Kózkówna. Urodziła się w święto Matki Bożej Anielskiej, 2 sierpnia 1898 roku. Miała bardzo pobożnych rodziców i dziesięcioro rodzeństwa, z których troje umarło jeszcze w dzieciństwie. Rodzice od wczesnych lat przyuczali swoje dzieci do modlitwy, pracy i posłuszeństwa.
Karolina nie różniła się wyglądem od innych dziewcząt. Ale w swoim zachowaniu miała coś takiego, co zwracało powszechną uwagę. Opowiadają, że była bardzo pracowita i chętnie garnęła się do każdej roboty, której w tak licznej rodzinie nigdy nie brakowało. Toteż pracowała nieraz od świtu do nocy. Była też bardzo dobrą uczennicą. Kierownik szkoły opowiadał, że nauka przychodziła jej łatwo, ale ona nie wynosiła się z tego powodu. Przeciwnie, chętnie pomagała innym, słabszym od siebie, w odrabianiu lekcji, a zwłaszcza w nauce katechizmu. W tych sprawach zyskała sobie nawet taką popularność, że rodzice często odsyłali do niej swoje dzieci mówiąc : „Idźcie do Karolci, ona wam to lepiej wyłoży”. A że Karolina oprócz dobrej głowy miała również złote serce, przeto nikomu niczego nie odmawiała i jak mogła, tak spieszyła z pomocą. Znali ją także dobrze sąsiedzi i ksiądz proboszcz. Karolina bowiem należała do różnych zgromadzeń religijnych, takich jak Żywy Różaniec, Bractwo Trzeźwości, Apostolstwo Modlitwy i inne. Brała żywy udział w rozmaitych nabożeństwach.
Lubiła też czytać książki i czasopisma religijne. Jej wujek, Franciszek Borzęcki, miał we własnym domu wypożyczalnię tych książek. Karolina często zaglądała do niego i pomagała mu rozprowadzać je po wsi. Dała się poznać wielu ludziom jako dziewczyna skromna i chętnie pomagająca innym. Wszyscy ją za to szanowali i mieli do niej zaufanie. Matka na przykład spokojnie wychodziła z domu, gdyż była pewna, że Karolina dopilnuje, aby nic złego się nie stało. Kochali ją wszyscy za jej dobre serce, za skromne zachowanie się, a także i za to, że się nie wynosiła ponad innych i nikomu nie dokuczała.
Bo Karolina nie lubiła się nigdy wysuwać na pierwsze miejsce i zwracać na siebie uwagi. Zawsze ubierała się skromnie i ubogo, nie lubiła świecidełek. Zapytana, dlaczego nie stroi się tak jak inne dziewczęta, odpowiadała, że jej to przeszkadza w modlitwie. A modlić się to już umiała. Wiele modlitw nauczyła się na pamięć. Chętnie odprawiała różne nabożeństwa. Najbardziej lubiła modlić się do Matki Najświętszej, św. Stanisława Kostki, patrona cnoty czystości, i do św. Barbary. Jak tylko obowiązki domowe pozwalały na to, szła nawet w dzień powszedni do kościoła. Tą swoją pobożnością, skromnością i dobrocią uprosiła sobie tyle pomocy u Boga, że gdy przyszła chwila próby, zachowała się jak bohaterka. Zawdzięczała to prawdziwie chrześcijańskiemu wychowaniu w domu rodzinnym.
A było to tak. Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, ciche dotąd równiny nadwiślańskie zaroiły się od wojska. Wszędzie pełno było kwaterujących żołnierzy. Odchodzili jedni, przychodzili inni. Nie ominęli też i Wał Rudy. W dniu 18 listopada Karolina wybiera się do kościoła, aby przystąpić do Komunii św. Już piąty dzień odprawia nowennę do św. Stanisława Kostki, swego ulubionego Patrona. Ale dziś matka nie pozwala jej iść, bo sama chce tam pójść. Karolina musi zostać w domu i pilnować dzieci. Ma już szesnaście lat, więc może matkę zastąpić.
Koło godziny dziewiątej do zagrody Kózków wpada żołnierz i udaje, że kogoś szuka, Ale nie rozgląda się zbytnio, tylko rozkazuje dziewczynie i jej ojcu, aby poszli z nim do oficera. Poprowadził ich w stronę lasu. A kiedy tam doszli, ojca odprawił, a Karolinę pognał dalej przed sobą. Karolina do domu już nie wróciła. Przepadła bez wieści. Dopiero po dwóch tygodniach znaleziono ją nieżywą. Była pokaleczona, ręce i nogi miała podrapane i ubłocone. Widocznie broniła się przed napastującym ją żołnierzem i obroniła swą dziewczęcą godność.
Była to śmierć męczeńska. Karolina Kochała życie, broniła go jak mogła, ale bardziej jeszcze kochała Boga. Dla Niego chciała za wszelką cenę ocalić swoją dziewczęcą niewinność. Dlatego nie ulękła się ani cierpienia, ani ran, które jej żołnierz zadawał, ani śmierci samej. Oddała życie za umiłowanie cnoty czystości. I Pan Bóg z pewnością przyjął tę jej ofiarę.
A i ludzie nigdy o niej nie zapomnieli. Gdy upłynęły trzy lata od męczeńskiej śmierci Karoliny, ks. biskup Leon Wałęga pozwolił przenieść jej ciało z cmentarza i pogrzebać je na placu przed kościołem. Na grobie ustawiono figurę Najświętszej Maryi Panny. Kto teraz wchodzi na plac kościelny w Zabawie, widzi jej grób. Przypomina on tę bohaterską męczennicę czystości oraz to, ze Boga i Jego przykazania trzeba więcej kochać niż swoje życie.
Choć od tamtych czasów upłynęło już przeszło pięćdziesiąt lat, sława Karoliny nie gaśnie. Przeciwnie — coraz więcej się o niej pisze i mówi. Wielu modli się do niej, ze czcią przechowuje obrazek z jej podobizną. Ludzie, którzy za pośrednictwem Karoliny otrzymali jakąś łaskę, dziękują za to publicznie. Jest nawet specjalna księga, w której owe podziękowania się spisuje. Widać jej dusza jest miła Bogu, skoro tyle potrafi wyprosić u Niego. Dlatego ks. biskup Jerzy Ablewicz, ordynariusz tarnowski, zwrócił się z prośbą do Ojca świętego, aby Karolinę ogłosił błogosławioną.