Życiorys – Kardynał Augustyn Bea

Kardynał Augustyn Bea – Ku jedności

Zapewne słyszałeś, a może nawet osobiście zetknąłeś się z takimi ludźmi, którzy wędrują po domach i wciągają innych w rozmowy religijne. Przynoszą ze sobą Pismo św., mówią o Jezusie Chrystusie. W wielu sprawach rozumują podobnie, jak to słyszysz na religii. Lecz mówią i takie rzeczy, których katolik przyjąć nie może.
Może byłeś kiedyś w cerkwi prawosławnej (np. w czasie wycieczki). Jest to świątynia z krzyżem, ołtarzem, a przecież inaczej u-rządzona niż nasze kościoły. I msza też inaczej się tam odprawia : kapłani przywdziewają inny strój i wykonują inne ceremonie, a wierni w odmienny sposób w niej uczestniczą.

Cóż o tym sądzić ? — Pamiętasz, Chrystus założył kiedyś jeden Kościół. Nauczał ludzi o swoim Ojcu. Potem wysłał na cały świat grupę swoich Apostołów.
Wyznawcy Chrystusa — chrześcijanie przez długie lata tworzyli jedną wielką rodzinę. Ale z czasem powstawały między nimi różnice, z początku małe, potem coraz większe. Rosły też wzajemne niechęci. Wiele przyczyn złożyło się na to. Doszło do tego, że pierwotna jedność chrześcijan rozbiła się. Najpierw w XI wieku odłączyli się chrześcijanie na Wschodzie — zwani dziś prawosławnymi. To ci, którzy czczą Chrystusa w cerkwiach.
Potem w XVI wieku, pod wpływem nauki Marcina Lutra nastąpił rozłam między katolikami na Zachodzie i powstało kilka wspólnot chrześcijańskich zwanych ogólnie protestantami. To oni dziś, rozbici jeszcze bardziej na drobne ugrupowania, wybierają się często na wędrówki misyjne głosząc po domach swoją naukę o Chrystusie i zachęcając do jej przyjęcia.
Te rozłamy wywołały wiele niepokojów, a nawet nienawiści i walk między narodami. Do różnic religijnych dołączyły się jeszcze inne nieporozumienia i konflikty polityczne. Przykładem tego jest choćby wojna religijna w Niemczech, która trwała aż 30 lat (1518-1548).
Jest to smutna karta w historii chrześcijaństwa. Przecież łączy nas wszystkich ten sam Chrystus i Jego nauka, ten sam chrzest, a dzielą różnice powstałe znacznie później. Dlatego z bólem serca patrzy Chrystus na swoich wyznawców, tak bardzo między sobą podzielonych. On przecież tak gorąco pragnął jedności. Dzień przed swoją śmiercią modlił się w Wieczerniku : „Aby wszyscy byli jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli…”

Dlatego co mądrzejsi chrześcijanie z różnych wspólnot chrześcijańskich, nie tylko katolicy, niejednokrotnie w ciągu wieków przemyśliwali nad tym, jak zaradzić temu złu, jak doprowadzić do jedności. Te dążenia nazywają się dziś „ruchem ekumenicznym”. Doprowadził on w kilku wypadkach do wzajemnych porozumień i unii, ale niestety, nie objęły one całego chrześcijaństwa i nie były trwałe. W XX wieku ruch ekumeniczny bardzo się ożywił. Coraz więcej chrześcijan rozumie, że tak dalej być nie może i szukają sposobu, aby zjednoczyć wszystkich wokół Chrystusa. Oto np. w 1908 roku duchowny anglikański James Francis Watton rozumiejąc potrzebę modlitwy w tej intencji rozpoczął akcję, która trwa do dziś. Jest to tzw. „Tydzień modlitw o zjednoczenie chrześcijan”. Co roku w dniach od 18-25 stycznia zbierają się chrześcijanie wszystkich wyznań w swoich kościołach, a ostatnio nawet wspólnie, i modlą się o jedność tak upragnioną przez Chrystusa.

W katolickim ruchu ekumenicznym w ostatnich latach na pierwsze miejsce wysunął się ks. kardynał Augustyn Bea. Pochodził z kraju, który najwięcej ucierpiał z powodu dawnych wojen religijnych, mianowicie z Niemiec. Jakoś dziwnie głęboko zapadły mu w serce słowa modlitwy Jezusowej z Wieczernika i całe życie poświęcił temu, aby się zbliżyć do braci odłączonych. Podtrzymywał wiele kontaktów osobistych z różnymi przedstawicielami innych wspólnot chrześcijańskich, czy to protestanckich, czy prawosławnych. Jeździł na spotkania, pisał, wygłaszał odczyty itp. Przez długie lata czynił to niejako prywatnie, z potrzeby własnego serca.

Kiedy papieżem został Jan XXIII, ks. kard. Bea otrzymał od niego polecenie, aby zorganizował specjalną instytucję kościelną do spraw ekumenicznych, tzw. Sekretariat do spraw Jedności Chrześcijan. I ks. kardynał Bea, choć był starym człowiekiem, bo liczył 79 lat, zabrał się energicznie do pracy, która tak bardzo odpowiadała pragnieniu jego serca. Zaprosił do współpracy wielu specjalistów z różnych krajów. Kiedy zbliżał się Sobór Watykański Drugi, ks. kardynał Bea wraz ze swoim Sekretariatem czuwał nad tym, aby dokumenty soborowe nie zawierały nic takiego, co by mogło być źle zrozumiane przez braci odłączonych. W dużym stopniu przyczynił się też do tego, że na Sobór zaproszono również przedstawicieli innych Kościołów chrześcijańskich. Przyjechali duchowni protestanccy, prawosławni, anglikańscy, obserwowali obrady i przysłuchiwali się im. Spotkali się z bardzo serdecznym przyjęciem, z życzliwością i zaufaniem. Byli otoczeni troskliwą opieką. Dzięki temu wielu z nich nauczyło się inaczej patrzeć na Kościół katolicki i przyczyniło się potem w swoich wspólnotach do zmniejszenia wzajemnej niechęci i nieufności.

Ojcowie Soboru uchwalili aż trzy dokumenty dotyczące spraw jedności chrześcijan : Dekret o ekumenizmie i dwie Deklaracje — o wolności religijnej i o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich. Ks. kardynał Bea miał wtedy ręce pełne roboty. Wraz ze swoimi współpracownikami chciał tak przygotować te dokumenty, aby były pomocne w dalszych wysiłkach nad zjednoczeniem chrześcijan.

Po Soborze kardynał Bea dalej rozwijał swoją działalność ekumeniczną. Choć był coraz słabszy, nie przestawał podróżować, pisać i przemawiać. Był wszędzie tam, gdzie widział jakieś możliwości wzajemnych kontaktów. On przygotował spotkanie, jakie miał Ojciec św. Paweł VI w czasie swojej podróży do Ziemi św. z Patriarchą Atena-gorasem, zwierzchnikiem Kościoła Wschodniego w Konstantynopolu. On też opracowywał wizyty czołowych przedstawicieli wspólnot chrześcijańskich, gdy któryś z nich chciał odwiedzić Papieża.

Długie i bogate życie kardynała Bea zostawiło w Kościele naszym głęboki i niezatarty ślad. To, że dzisiaj z większą życzliwością patrzą na siebie chrześcijanie różnych wyznań, że wszyscy coraz bardziej rozumiemy bolesną wymowę tego rozdarcia pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej, w dużym stopniu zawdzięczamy ks. kardynałowi Augustynowi Bea.

Toteż Kościół katolicki bardzo boleśnie przeżył jego śmierć w 1968 roku. Przy trumnie tego 87-letniego męża, starego ciałem, ale wiecznie młodego duchem, zgromadzili się nie tylko duchowni katoliccy, lecz także przedstawiciele wszystkich wspólnot chrześcijańskich, wierząc głęboko, że jego wysiłki nie poszły na marne. Przeciwnie, stały się poważnym krokiem naprzód, zbliżającym Kościół Chrystusowy do tak bardzo upragnionej jedności.